Jacek Kusz - "Piękno jest tym, co motywuje mnie do zdjęć"
Jest dla Ciebie coś ciekawszego niż przyroda?
A co może być ciekawszego? Żyjemy w przyrodzie, jesteśmy w niej zanurzeni po uszy, nawet jeśli tego nie chcemy albo nie dostrzegamy.
Czego szukasz w przyrodzie?
Piękno jest tym, co motywuje mnie do zdjęć. Chronię przyrodę nie tylko dlatego, że gdzieś rośnie sobie rzadki porost czy żyje nieliczna grupka jakiegoś wymierającego żuka. To oczywiście ważne, aby one dalej sobie tam żyły, ale tym, co mnie najbardziej pociąga w przyrodzie, jest jej niesamowite piękno. Podobnie, gdy poznajemy ludzi, pierwsze, co widzimy, to wygląd, on najczęściej decyduje o dalszym rozwoju wydarzeń. Im głębiej jednak zanurzam się w przyrodę, tym większym staję się koneserem. Dla wielu ludzi martwe drzewa są nieciekawe, a ja bardzo je lubię. Potężny, leżący dąb to wspaniały i rzadki widok. Przekwitłe kwiaty też mogą być bardziej interesujące niż świeże. Na przykład koszyce syberyjskie, rosnące na terenach wodonośnych Wrocławia, są oczywiście bardzo ładne, ale gdy wreszcie wyschną i opadną im płatki, stają się jeszcze piękniejsze. Ukazują im się wtedy piękne maczugi z nasionkami. Co któraś maczuga jest pęknięta i w niektórych kryją się przeróżne owady.
Im dłużej Cię słucham, tym bardziej jestem przekonany, że wolisz fotografować naturę niż ludzi. A może jednak?
Ludzi i przyrodę.
Rozumiem, że dla Ciebie to bez znaczenia, czy robisz portret człowieka, czy np. małpy? Dla większości z nas to dwa różne tematy, dwie różne sprawy.
Gdyby mi nie powiedziano, sam nigdy chyba nie wpadłbym na to, że zwierzęta to nie ludzie. To są istoty, tak jak my. Tajemnicze jak my. Nie tylko inny gatunek jest dla mnie zagadką, drugi człowiek też. Fotografuję ludzi i zwierzęta, nie stawiam grubej linii pomiędzy. A jeśli już, to jest ona bardzo niewyraźna, mglista.
Takie postrzeganie świata pomaga Ci w fotografowaniu?
Moja fotografia jest zapewne nasycona tym, co myślę, a myślę, że istota żywa to nie wór skórno-mięśniowy z kostnym rusztowaniem, ale to przede wszystkim psychika.
W Internecie znajdziesz jednak miliony zdjęć zwierząt z „błyszczącym okiem”, pięknie rozmytym tłem, soczystymi kolorami.
Rzeczywiście, można fotografować zwierzęta w taki sposób, jak fotografuje się modelki: jako wieszaki do strojów. Kupuje się za 30 tys. zł długi obiektyw, siedzi miesiącami w czatowni. Uzyskujemy w ten sposób zdjęcie ptaka w jego naturalnym środowisku. Następnie wrzucamy takie zdjęcie do Internetu i okazuje się, że tam już jest kilka milionów podobnych obrazów. Rzadki gatunek z lewej strony, prawej strony, w locie, z pożywieniem w dziobie itd. Nie ma w tych zdjęciach psychiki zwierząt, nie czuję, że to są osoby, tak jak nie ma w zdjęciach reklamowych, psychiki modelki - organizmu przecież myślącego, czującego. Kiedy fotografujemy coś, co ma psychikę, to powinniśmy przede wszystkim tę psychikę pokazać na zdjęciu, ona jest najważniejsza. Przecież, gdy spotykamy się z drugim człowiekiem, spotykają się dwa umysły, a nie tylko mięśnie i kości. Kiedy patrzę na takie typowe, popularne zdjęcia przyrody, to po prostu nudzę się i od razu szukam innych.
Uważasz, że one nie mają żadnej wartości?
Takie zdjęcia mają wartość encyklopedyczną, można je wykorzystać do atlasu ptaków, tak jak ciało modelki można wykorzystać do reklamy. Poza tym nie mają one większej wartości i zapychają Internet. Przyroda jest tak bogata, że każdy znajdzie w niej coś dla siebie, bez powielania, kopiowania kogoś, czegoś. Jeden jej hektar zapewni ciekawych tematów dla milionów fotografów na milion lat.
Jak w takim razie nauczyć się fotografować psychikę istot żywych?
Trzeba się im uważnie i długo przyglądać. I gdy w końcu się to zobaczy, wtedy dopiero można spróbować to sfotografować. Czasem zdjęcie zaskoczy, pokaże coś, czego fotograf nie widział w momencie naciskania spustu, ale dostrzega to na etapie edycji, nie wyrzuca do kosza. Po latach patrzenia, takiego długiego patrzenia z bliska na istoty żywe, to, co mnie uderza, to wspólny problem wszystkich nas: męczymy się, żyjąc, unikamy bólu, szukamy spełnienia i radości. Kiedyś dużo fotografowałem głównie zwierzęta, wnikliwie przyglądałem się ich twarzom. Dzisiaj częściej robię zdjęcia ludziom. Wydaje mi się, że człowiek to istota bardzo przestraszona życiem. Tym, że jego życie się kiedyś skończy albo że za chwilę wydarzy się coś nieprzyjemnego, złego. Ludzie to są istoty, które mają wysoki poziom lęku – tak samo jak zwierzęta – i to pokazuję na swoich fotografiach.
Jak to robisz?
Nie podchodzę z intencją pokazania strachu czy bólu na zdjęciach. Te emocje samoistnie pojawiają się na ich twarzach. Nawet jak staram się pokazać radość, to i tak w większości wypadków widać strach drzemiący we wnętrzu.
Co na to wskazuje?
Przede wszystkim ludziom bardzo zależy, aby dobrze wyjść na zdjęciach. To jest aż nieprawdopodobne, jak bardzo się starają, aby dobrze się pokazać, po to, aby inni ludzi ich polubili czy pokochali.
Zwierzęta tego nie robią.
Tak, bo one nie rozumieją, czym jest aparat, jak on działa. Nie pojmują, że robię im zdjęcia. To jest jedna z drobnych i technicznych różnic. Zwierzęta za to uciekają, są płochliwe, nie usiądą spokojnie na tyłku jak człowiek, ale przynajmniej nie pozują. Niektórzy starsi ludzie też nie pozują. I dzieci.
Wielu ludzi też nie chce, aby robić im zdjęcia, uciekają przed obiektywem.
To prawda. Kiedyś zostałem nawet napadnięty przez grupkę Cyganów. Myśleli, że będę ich fotografował, bo miałem aparat ze sobą. Bardzo nie chcieli, aby ktoś robił im zdjęcia. Strażnicy leśni w Puszczy Białowieskiej panicznie bali się zdjęć. Nie chcieli być fotografowani, być może wiedzieli, że się kompromitują.
Za zdjęcia z Puszczy Białowieskiej otrzymałeś pierwszą nagrodę Grand Press Photo 2018. To miejsce to Twój drugi dom. Kiedy pierwszy raz tam byłeś i co poczułeś?
Dla mnie to było miejsce najwspanialsze. To tam zostały ostatnie skrawki lasu, który rósł 12 tys. lat w formie prawie niezmienionej. Gdy po raz pierwszy tam wszedłem, poczułem, że właśnie zajrzałem do tunelu czasu, popatrzyłem na coś, co pochodzi sprzed tysięcy lat. Zacząłem się śmiać, z radości i zdziwienia. Widziałem po raz pierwszy na własne oczy prawdziwy las, zobaczyłem też pierwszego w życiu wilka. To był dla mnie odlot! Zakochałem się w tym miejscu, koniecznie zapragnąłem przenieść to uczucie na fotografie. Kilka lat temu on był jeszcze w miarę dobrze chroniony, ale jak zaczęły się wycinki, to oczywiście przyłączyłem się do Obozu dla Puszczy.
Ile czasu tam spędziłeś?
Mieszkałem w Puszczy Białowieskiej przez rok.
Przypiąłeś się do harwestera?
Brałem udział w blokadach, ale raczej fotografowałem. Wbiegałem na harwestery razem z innymi, robiłem zdjęcia odważnych ludzi o czystych przytomnych umysłach. Ludzi, którzy okryli się sławą i tych, którzy okryli się hańbą, czyli strażników leśnych bijących tych ludzi. Wiele wtedy zobaczyłem. Moja wizja świata łagodnego skończyła się.
Co zapadło Ci najbardziej w pamięć?
Wiele, wiele sytuacji. Mógłbym o tym niestety długo mówić. Pamiętam, jak wiele godzin siedziałem na dachu harwestera. Zszedłem z niego, nie byłem do niego przypięty. Przypięte były inne dwie osoby. I to przypięte tak dobrze, że pewnie mogłyby tam zostać do dzisiaj, gdyby miały prowiant. Te osoby spędziły na nim 9 godzin, aż przyjechała druga maszyna, stanęła obok z rurą wydechową skierowaną wprost na przypiętych ludzi. I truła ich tak przez 5 godzin. Kiedy zaczynało im się robić słabo, kręciło w głowach, przyjechała policja, aby pobrać próbkę śliny do badań na obecność obcych substancji. Chcieli zrobić narkomanów z ekologów, wcześniej uwędziwszy ich w spalinach.
Najgorsze były sytuacje, gdzie było mnóstwo przemocy. Strasznie się wtedy bałem. Na szczęście były też przyjemne momenty, musieliśmy spać w lesie, aby być z samego rana na miejscu, gdzie przyjedzie harwester. Czułem wtedy bliskość z naturą, mogliśmy też podziwiać zwierzęta. Czasami maszyna nie przyjeżdżała w to miejsce i musieliśmy odwołać akcję albo było zbyt dużo strażników. Wtedy leżeliśmy sobie w lesie i odpoczywaliśmy. Czułem się wtedy trochę jak na wagarach. Trochę wstyd przyznać, ale nawet się cieszyłem, jak się czasem nie udawało. Byłem strasznie zmęczony blokadami. W czasie akcji zyskałem wspaniałych przyjaciół, ludzi z placu broni.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że do 2017 roku fotografowałeś samo piękno Puszczy Białowieskiej. Teraz już tego piękna tam nie ma?
Jest dalej bardzo dużo piękna w puszczy, ale kawał puszczy został zniszczony. Kolejny kawałek. Naturalną, wspaniałą przyrodę można tam podziwiać nadal, ale niestety można też zobaczyć, co zrobił z nią człowiek. To szczególnie przykre w czasach, kiedy ta przyroda jest w odwrocie, jest jej coraz mniej. W puszczy widać obecnie jak na dłoni, jakie są efekty brzydkiego umysłu, nieliczenia się z wartościami jak piękno, prawda, dzika przyroda, procesy naturalne.
Puszcza jest dalej piękna, ale coraz bardziej poraniona. Argumenty, że można ją ciąć, bo i tak jest pocięta, to jak tłumaczenie, że można kolejny raz zgwałcić kobietę, bo i tak już nie jest czysta. Nadal jednak się nią zachwycam, wciąż pokazuję jej prawdziwe, naturalne piękno. Tylko coraz trudniej jest odnaleźć nienaruszone części lasu. Zdarzenia z puszczy oczywiście mocno na mnie wpłynęły. Częściej odczuwam smutek, złość, bardzo ciężko jest mi wspominać, co się tam wydarzyło. Przejrzałem jednak na oczy i dostrzegłem, jak naprawdę działa korporacja Lasy Państwowe i chcę pokazać to na zdjęciach. Nigdy nie chciałem być reporterem, nie chciałem zajmować się brzydkimi rzeczami. Chciałbym fotografować tylko rzeczy wspaniałe i piękne. Ja w zasadzie jestem bardziej poetą niż dziennikarzem. Tylko, że to, co dzieje się w Puszczy Białowieskiej, tak mnie denerwuję, że muszę się tym zajmować. To trochę tak, jakbym był pasażerem dziurawego okrętu, tańczyłbym jeszcze, choć w sali balowej stałaby woda. Nie mam za bardzo czasu, aby skupiać się na pięknie i tylko pląsać, skoro za chwilę tej przyrody może nie być.
Na czym się teraz skupiasz?
Teraz na sobie. Staram się bardziej o siebie dbać, więcej wypoczywać, nie wpędzić się znowu w zespół traumy pourazowej, jak to miało miejsce po zadymach z pracownikami Lasów Państwowych. Dużo pływam kajakiem, chodzę nad moją rzeczkę ukochaną pod Wrocławiem, fotografuję szczęśliwych ludzi kąpiących się tam.
Pięknej natury szukasz też bliżej siebie. Mieszkasz we Wrocławiu i to tu, w lokalnym zoo, powstał Twój nagrodzony w Sony World Photography Awards cykl portretów małp. Skąd ten pomysł?
Mój pomysł na zdjęcia w zoo wziął się z mojej historii. W dzieciństwie często uciekałem ze szkoły. Będąc na wagarach, przesiadywałem głównie w pobliskim zoo, a dokładnie w małpiarni.
Dlaczego akurat tam?
Małpy miały ciekawy wzrok, podobny do ludzkiego, ale łagodniejszy, o wiele bardziej niż nauczyciele, od których pragnąłem trzymać się z daleka. Miałem wrażenie, że one rozumieją stan, w którym ja się znajdowałem. A był to beznadziejny stan, ponieważ miałem problemy w szkole. Wiecznie byłem zagrożony, nawet przydzielono mi kuratora. Widziałem go tylko raz, bo dalej uciekałem. Po wielu latach, jak wróciłem do zoo, mając w pamięci małpi wzrok z dzieciństwa, całkiem naturalnie i nawet łatwo, pomijając trudy techniczne, przyszło mi ten wzrok fotografować.
Czego się spodziewałeś, fotografując w zoo?
Zupełnie niczego. Zaczynając, nie spodziewałem się, że wyjdą mi tam jakiekolwiek dobre zdjęcia. Wpadłem w ten sam stan, co w dzieciństwie. A już w dzieciństwie nauczyłem się pewnej niezbędnej sztuki lenistwa i nieodpowiedzialności. Polegało to na tym, że nie myślałem o przyszłości, o pieniądzach, których nie miałem, tak samo jak nie miałem perspektyw ani pomysłu na życie. Więc co zrobić, aby dzisiaj było przyjemnie? Pójść do zoo z aparatem.
I tak przez 7 lat.
Fotografowanie w zoo było banalnie łatwe, ale bardzo trudne technicznie, dlatego zajęło mi to aż tyle czasu. Uparłem się jednak i wyszło. To było cudowne zatrzymanie się w pędzie życia. Nie myślałem wtedy za wiele o przyszłości, po prostu fotografowałem.
Gdzie szukasz inspiracji do zdjęć? Co zrobić, aby robić lepsze zdjęcia przyrody?
Stefan Kisielewski powiedział: „Żeby móc w sztuce powiedzieć coś, najpierw trzeba być kimś”. Trudno udzielić rad, jak to zrobić. Na pewno trzeba czytać dobre książki, uczyć się. Jeżeli przystępujemy do fotoreportażu, to konieczna jest dogłębna wiedza i poszukiwanie prawdy. W żadnym wypadku nie możemy wyciągać średniej arytmetycznej z posłyszanych opinii. Prawda nie musi leżeć wcale pośrodku. Inaczej prześliźniemy się po temacie jak surfer. Tak np. powstały liczne zdjęcia o wiatrołomach na Pomorzu, ukazujące sam tylko skutek problemu, a nie przyczynę – czyli niedostosowaną do dzisiejszego klimatu gospodarkę leśną – usunięcie starych drzew, sadzenie na wielkoobszarowych zrębach zupełnych, jednowiekowych monokultur sosnowych, które potem łamią się jak zapałki przy byle wichurze. Dziś 300 harwesterów kończy usuwanie wywróconych drzew i leśnicy sadzą to samo, co wcześniej – oto jest problem, który należałoby w fotoreportażu zawrzeć. Jak można to pominąć? Można, gdyż receptą na zły materiał jest poświęcenie mu małej ilości czasu i zapału.
Pomocne mogłyby być Dzienniki Witolda Gombrowicza i właśnie, wcale nie tylko dla młodego pisarza, lecz każdego, kto używa jakiegokolwiek języka, a język statycznego obrazu, to przecież potężny i pełnowartościowy język. Uwielbiam też słuchać, co mówią wielcy muzycy, kompozytorzy. Muzycy bardzo mi pomogli w sztuce mówienia obrazem, bo oni mają jeszcze trudniej, nauczyli się mówić muzyką. Muzyka w Polsce jest już bardzo dojrzała, fotografia to jeszcze młoda i nieopierzona sztuka. Niezwykle głębokie prawdy, do których dochodzą fotografowie, często są czymś oczywistym dla dobrego kompozytora. Wystarczy poczytać, jakich rad udziela młodym kompozytorom Witold Lutosławski. Dokopać się do tekstów kompozytorów z całego świata, dorwać gdzieś te ich wykłady, listy, zapisy rozmów. W końcu jednak trzeba wyjść z cienia mistrzów i stanąć na własnych nogach.